Spływ Krutynią [tekst i foto]

Zdarzyło się już po raz trzeci, dlatego wydarzeniu temu można nadać rangę Darowej tradycji. DAR wraz z przyjaciółmi, ze swoim duszpasterzem ks. Wojciechem Iwaneckim wyruszył 1 sierpnia na spływ kajakowy. W myśl zasady mówiącej, iż „kto się nie rozwija, stoi w miejscu” również i my wprowadziliśmy nowe elementy do naszej wyprawy. Wzrosła liczba uczestników, ostatecznie licznik zatrzymał się na 25. Znalazło się kilku nowicjuszów, którzy mogli się jednakże bardzo solidnie przygotować do spływu dzięki przewodnikowi, stworzonemu specjalnie na tę okazję przez niezawodnych Agatę i Przemysława. Autorzy zamieścili w nim wszystkie potrzebne i niepotrzebne informacje, takie jak: ramowy i jednocześnie mocno orientacyjny plan dnia, kajakowy dekalog, dokładny opis trasy, rekomendowany ekwipunek (wraz z wykresem zależności ciężaru bagażu i prestiżu właściciela), czy schemat postępowania w sytuacji wywrócenia kajaka.

Przygotowani merytorycznie i psychofizycznie rozpoczęliśmy wyprawę. O godz. 8:00 w kościele akademickim została odprawiony msza św., po której uczestnicy spakowali się do samochodów i wpisali w aplikacji google maps lokalizację: Krutyń 79, 11-710 Piecki. W trakcie 534 km podróży miały miejsce m.in. tradycyjny postój w restauracji McDonald w podwarszawskim Mszczonowie, przejazd przez stolicę w godzinach szczytu czy gubienie części samochodowych, które na szczęście nie były do kontynuowania bezpiecznie jazdy koniecznie potrzebne. Koniec końców wszyscy szczęśliwie zameldowali się w mazurskiej miejscowości Krutyń, i po pierwszym noclegu rozpoczęliśmy spływ rzeką o tej samej nazwie.

Czas spędzany na spływie płynie swoim tempem, niczym woda w rzece. Nieraz się zatrzymuje, tak jak stoi woda w licznych mazurskich jeziorach, które również przyszło nam pokonać. Walka z nimi okazywała się jednak nader przyjemna, wbrew zeszłorocznym doświadczeniom na jeziorze Wdzydze. Dzień rozpoczynaliśmy ok. godz. 7:00, w pojedynczych przypadkach 7:58. O 8:00 modliliśmy się wspólnie jutrznią, jedliśmy śniadanie, piliśmy kawę, herbatę lub sok, zwijaliśmy obozowisko, pakowaliśmy dobytek w kajaki, dzieliliśmy się w kajakowe pary i ruszaliśmy w drogę. W tym miejscu pozwolę podzielić się pomysłem zainspirowanym obserwacją: kilkugodzinny spływ kajakiem jako obowiązkowy punkt przygotowań przedmałżeńskich. Myślę, że warto to rozważyć.

Czas spędzony na wodzie ciężko zamienić na cokolwiek innego. Miarowe ruchy wioseł, dźwięk odbijającej się od kajaka fali. Śpiew ptaków, szum szuwarów, bzyczenie gryzących ciało owadów. Zgrzyt mielizny pod dnem kajaka, dający sygnał do wysiadania i przepchania kajaka na głębszą wodę. Dźwięczenie w uszach skonfundowanych brakiem jakichkolwiek dźwięków, śmiech i rozmowa. Spływ kajakowy daje przestrzeń do trojakiej rozmowy: z Bogiem, drugim człowiekiem i sobą samym. A jest to dzisiaj przestrzeń bezcenna i coraz trudniej dostępna. W trakcie tych kilku godzin dziennie można spędzić na tego typu rozmowach więcej czasu, niż przez pozostałą część roku. Kolejną wielką zaletą tego typu spędzania wolnego czasu jest brak wielu udogodnień. To bardzo uwalniające uczucie, zdać sobie sprawę, że naprawdę niewiele potrzeba, aby było wszystko, co potrzebne. Stałym punktem programu stało się tworzenie tratwy ze wszystkich 13 kajaków  i wspólne dryfowanie.

Po kilku godzinach wiosłowania dobijaliśmy do brzegu i na polach namiotowych rozbijaliśmy nasz obóz, którego centrum stanowiła bazylika – największy, najbardziej czasochłonny w rozkładaniu i składaniu oraz najwygodniejszy namiot. Następnie na turystycznych palnikach gazowych przygotowywaliśmy obiad, a menu potrafiło być naprawdę bogate i różnorodne. O tym, jak smakuje posiłek w dobrym towarzystwie, na świeżym powietrzu i po kilkugodzinnym wysiłku wiedzą ci, którzy tego doświadczyli. I polecają to uczucie każdemu. Nie zabrakło czasu na kąpiele w rzece lub jeziorze, grę w siatkówkę i planszówki, skorzystanie z parku linowego, warsztaty aktorskie czy muzyczne, zakupy w pobliskich miejscowościach, Q&A ze znanym i lubianym youtuberem, współtwórcą kanału „Święty Monitor” i wiele innych atrakcji. Codziennie ks. Wojciech sprawował dla nas eucharystię. Wytrwali wieczorami siadali lub kładli się na ziemi i podziwiali pięknie rozgwieżdżone niebo. Są to te osoby które wstawały o 7:58, jak już zostało to wspomniane. Ostatniego dnia tych pamiętnych wakacji pogoda postanowiła się zmienić, czyniąc pływanie kajakiem nie tyle niekomfortowym, co wręcz niebezpiecznym. Czas ten spożytkowaliśmy w inny sposób – zwiedziliśmy pobliski były żeński klasztor staroobrzędowców i Mikołajki, a także rozpaliliśmy kończące spływ ognisko. W niedzielne popołudnie zameldowaliśmy się w Rybniku na ul. Brudnioka 5.

Wakacyjny darowy spływ kajakowy stał się dla wielu z nas stałym punktem rocznego kalendarza. Frazy takie jak bazylika czy zakład o flurry’a na stałe wszedł do naszego wspólnotowego słownika. Kończąc relację z tego wspaniałego czasu należy złożyć serdeczne podziękowania. W pierwszej kolejności Panu Bogu, za dar życia, za stworzenie tak pięknego świata, za opiekę nad nami i za DAR. Następnie naszemu duszpasterzowi, pomysłodawcy i organizatorowi ks. Wojciechowi Iwaneckiemu. Wszystkim uczestnikom wyprawy, którzy dając cząstkę siebie uczynili ten wyjazd niesamowitym i głębokim przeżyciem. Słowa uznania kierujemy do Agaty i Przemka, którzy tworzyli kajakowy przewodnik, czuwali nad trasą oraz dokumentowali nasze poczynania. Szczególne podziękowania kierujemy na sam koniec w stronę wszystkich przyjaciół i dobroczyńców naszego duszpasterstwa akademickiego, którzy wsparli nas materialnie. Dziękujemy i pamiętamy w modlitwie. Żywimy głęboką nadzieją, że kolejny spływ już za rok. I już teraz zapraszamy do udziału w nim, jak i również we wszystkich działaniach podejmowanych przez DAR. Warto!

Łukasz Jureczko

udostępnij