Film z kajaków! (nagrania i montaż: Agata Krosny)
W dniach 26.07. – 01.08. osiemnastu Darowiczów, z ks. Wojciechem na czele, rzuciło wyzwanie wodnemu żywiołowi. Wspólny czas rozpoczęliśmy w najlepszy możliwy sposób – Eucharystią w kościółku akademickim. Następnie wyruszyliśmy spod siedziby DARu. Po kilku godzinach podróży, którą umiliły drobne usterki samochodowe, ciągnące się w nieskończoność kolejki na stacji benzynowej, czy permanentnie rozkopane polskie drogi, pełni entuzjazmu i determinacji rozbiliśmy pierwszy obóz nad Jeziorem Wdzydzkim, w miejscowości Wdzydze. Trudy podróży szybko zrekompensowało piękno kaszubskiego krajobrazu oraz wspólne sympatyczne towarzystwo.
Po pierwszym wieczorze integracyjnym i nocy spędzonej w przewygodnych namiotach wsiedliśmy w nasze kajaki i ruszyliśmy. Już pierwsze chwile pokazały, że wyjazd ten będzie stał między innymi pod znakiem pokonywania własnych słabości. Pierwszą przeszkodą, którą udało nam się pokonać w brawurowym stylu, było zmieszczenie siebie i całego dobytku w nie aż tak bardzo przestronnych kajakach. Kolejny challenge stanowiło pokonanie jeziora – kajaki bowiem stworzone są do pływania z nurtem rzeki, niekoniecznie do walki z falami wywoływanymi przepływającymi co rusz łódkami. Choć było ciężko, choć krnąbrny kajak postanowił skręcać tam, gdzie sam chce, a nie tam, gdzie był kierowany, nic nie mogło złamać ducha Drużyny Pierścienia. Pokonywanie trudności upodobaliśmy sobie do tego stopnia, że postanowiliśmy przepłynąć jezioro wzdłuż i wszerz dwa razy.
O ile pierwszy dzień obfitował w niespodzianki, kolejne dni upłynęły sielankowo i według planu. Rzeka Wda okazała się być dosyć gościnna, acz potrafiła miejscami pokazać pazur w postaci szybszego nurtu, przewróconego drzewa, czy tzw. przenosek, czyli miejsc, w których trzeba było przenieść kajak w rękach. Dzień rozpoczynaliśmy wspólną jutrznią i śniadaniem. Następnie szukaliśmy swoich kajakowych partnerów i wyruszaliśmy w dół rzeki. Warto zaznaczyć, że wodowanie kajaka, wyciąganie go na brzeg czy wspomniane przenoski były zakrojoną na dużą skalę akcją logistyczną, która nie raz wymagała od nas poświęceń, współpracy i kreatywności. Następnie przez kilka godzin wiosłowaliśmy, podziwialiśmy krajobraz i latające nam nad głowami bociany i orły (tak przynajmniej twierdzi niezbyt obeznany w ornitologii autor tekstu), opalaliśmy się lub chroniliśmy w cieniu drzew, rozmawialiśmy, śpiewaliśmy, a czasem po prostu zachwycaliśmy się ogarniającą nas zupełną ciszą, zjawiskiem tak rzadkim w dzisiejszym świecie. Po dopłynięciu do pola namiotowego był czas m.in. na ponowne rozbicie namiotów, i przygotowanie obiadu, który gotowany i spożywany na świeżym powietrzu i w dobrym towarzystwie smakował wyjątkowo. Wieczór spędzaliśmy na wspólnym śpiewaniu przy ognisku, graniu w siatkówkę i planszówki. Nie zabrakło nawet elementu pielgrzymowania – kilkuosobowa delegacja udała się na audiencję do pobliskiego kościoła pw. św. Józefa, który niestety był zamknięty. Jak widać święci również wyjeżdżają na urlop. To jednak nie przeszkodziło się nam tam pomodlić. Dzień wieńczyła polowa Msza Święta, najważniejszy punkt dnia i czynnik zespalający naszą kajakową wspólnotę.
5 dni spływu minęło jak jeden – nie ma w tym krzty przesady. Po dotarciu do celu naszego spływu, po pokonaniu ponad 80 km czuliśmy satysfakcję i lekki niedosyt. Ciężko bowiem rozstawać się z tak dobrymi ludźmi, tak urokliwym miejscem i tak ciekawą formą spędzania wolnego czasu. Polecamy serdecznie każdemu spływy kajakowe, Kaszuby i nade wszystko DAR – wspólnotę, która przyciąga dobrych ludzi, którzy wspólnie robią dobre rzeczy.
Szczególne podziękowania kierujemy w stronę głównego organizatora, naszego duszpasterza ks. Wojciecha Iwaneckiego, kierowców którzy bezpiecznie dowieźli nas na Kaszuby i do domów. Najbardziej wdzięczni jesteśmy jednak Bogu, który stworzył nas, naszą wspólnotę, otaczający nas świat i czuwał nad nami przez cały wyjazd. Chwała Panu!
tekst: Łukasz Jureczko